maciejka-moja pierwsza kotka, a wlasciwie bardziej moich rodzicow, to wkoncu oni ja utrzymywali, karmili i sprzatali po niej, ja sie z nia tylko bawilam, glaskalam...tzn. probowalam, bo niestety nie mam szczescia do kotow przytulaskowych i nakolankowych...
macieja czasem przychodzila na kolana pomruczec i pocumkac moj rekaw,ale nie dawal sie za bardzo glaskac,a o wzieciu na rece nie bylo mowy...lubila gryzc i drapac,zwlaszcza mamy nogi gdy ta tylko ubrala rajstopy:p
moj tata znalazl ja na sasiednim podworku, usiadla mu na bucie i nie chciala odejsc i tak pozniej czesto mozna ja bylo znalezc przy taty papciach(nie zawsze pachnacych) :P
zyla ponad 12 lat( przynajmniej tyle mowia mi daty na zdjeciach) ja sie wyprowadzilam,a ona bidulka zachorowala na raka, niestety moich rodzicow nie bylo stac na leczenie i powoli, cierpiac odeszla...
przypomnialo mi sie o niej, jak ostatnio popatrzalam na gucia od od amyszki, wydaje sie byc podobny :)
brykaj sobie szczesliwie moja maciejko za teczowym mostkiem!
ps. sorki za jakosc zdjec,ale robione byly jeszcze aparatem na klisze :P