ale byl w tym samym miejscu co zawsze
jak sie zblizalam to zaczal uciekac w krzaki, ale jak sie okazalo nie przede mna, a psem na spacerze...
podszedl tak jak kiedys, laszac sie i miaukolac, mowie sobie zadzwonie szybko po meza niech przyjezdza z transporterem, kocem czy kartonem a w tym czasie posiedze tu z nim...
yhm...
nie wzielam telefonu...:(
nie macie pojecia jaka bylam zla na siebie!
myslalam co by tu innego wymyslec, wolalam go i kusilam chrupkami, zeby szedl za mna, jakis kawalek mi sie udalo, ale potem on sie zniechecil... do torebki mi sie nie zmiesci, na rekach nie doniose go tak daleko...co tu robic ? ;(
jedyne co wymyslilam to pobiec szybko do domu, wziac auto i meza i wrocic spowrotem
niestety nie bylo wystarczajaco szybko i kot sie rozplynal, chodzilam wkolo, wolalam i abba fatima...
kolejna nieprzespana noc...
weekend sie konczy...moja jedyna szansa...podejrzewam ze on sie pokazuje popoludniami, jak juz ruch ustaje i jest spokojniej, ale wtedy to ja jestem w pracy!
postaram sie wziac jakis dzien wolny...
jedno co mam, to pierwsze zdjecie rudego, mam nadzieje ze nie ostatnie:)