przynajmniej mnie zmrozila na pare chwil...
bylo to zanim jeszcze zalozylam mkiemu obroze(moze i dobrze, bo by sie zachaczyl gdzies i bylo by jeszcze gorzej)
miki mial faze na uciekanie z domu, nawet 3 razy dziennie!
dopoki ktos zauwazyl, ze uciekl to szedl zanim i probowal jakos zwabic go do domu, ale tym razem chyba wymsknal sie niepostrzerzenie,
ja sobie w najlepsze spie, ciesze sie ze nikt nie mialkoli pod drzwiami, nie budzi, zeby dac mu jesc, ale wkoncu ta cisza zaczela robic sie podejrzana, wstaje, chodze po calym domu, wolam kota i nic, nie ma go...domyslilam sie, ze uciekl, ale pytanie kiedy? jak dlugo juz tam lata po dworze?!
obeszlam dzielnice pare razy wkolo, wolam, dzwonie wedka i tylko obce koty sie wylaniaja, a mikiego ani sladu, ulice wkolo domu sa w miare spokojne, wiec nie obawiam sie ze wpadl pod samochod, ale z tylu jezdzi metro, to juz nie jest tak wesolo...
jak daleko zdarzyl zajsc przez te pol dnia? nagle slysze jakies przeciagliwe miauczenie, widze grupke ludzi troche poddenerwowanych, podchodze i juz rozpoznaje ten placz, to miki!
i gdzie spedzil te kilka godzin, utknal biedny w nadwoziu auta, ludzie go wolaja, probuja jakos wyciagnac ale nic z tego, najgorsze okazuje sie to, ze wlasciciel pojazdu zdarzyl juz byc nim na zakupach!
jakims cudem, gdy zaczelam go wolac przecisnal sie kolo silnika i wyszedl gora, jaka radosc ze jest caly i zdrowy! no i caly brudny od smaru...;)
no to trzeba bylo niestety wykapac kota
cale szczescie, ze sie bardzo nie wyrywal, albo poprostu moj chlopak go tak bardzo trzymal, ze nie smial sie ruszyc, za to wyl w nieboglosy, no ale jak mus to mus:)
ogromnie sie cieszylam, ze cala akcja zakonczyla sie szczesliwie, ale teraz wszyzscy sa podwojnie ostrozni, ja zalozylam mu juz obroze i zamowilam tez szelki ze smycza, bo to chyba bedzie jedyna opcja na wyjscie do ogrodu latem, a sam miki stal sie bardziej potulnym i jeszcze bardziej domowym kotkiem :)
O rany! Ja bym chyba umarła ze strachu! Dobrze, że szczęśliwie się wszystko skończyło. Miki może zgrzecznieje po takiej przygodzie i nie będzie miał ochoty na wycieczki....
OdpowiedzUsuńO matko! Dobrze że się znalazł,i to w jakich okolicznościach! Bidulek sporo też przeżył stresu, Ty pewnie też. Oby go ta historia nauczyła więcej ostrożności.
OdpowiedzUsuńOMG!!! Nie umiem sobie tego nawet wyobrazić! jak i gdzie kot może utknąć w nadwoziu, tak że kot wyjdzie z tego cało mimo jazdy, niewyobrażalne totalnie!
OdpowiedzUsuńMiki ma wybitną tendencję do pchania się tam, gdzie nie powinien. Toż to jakiś istny cud, że wyszedł z tego cało i że żyje. Przemyślałabym raz jeszcze wypuszczanie go na dwór.
Tak jak napisalam,teraz to jedynie na smyczy...
UsuńStraciłam kiedyś miłość swojego życia przez to, że go wypuszczałam mimo różnych sygnałów.
UsuńNie chcę brzmieć pouczająco... Ale to naprawdę istny cud, że Miki cały.
Przekaż mu dużo głasków od cioci z Krakowa. ;)
Straszne przeżycia ! Jak dobrze że go odnalazłaś i że wyszedł z tego cało , no i że nie zaginął gdzieś wywieziony .
OdpowiedzUsuńZe dwa lata temu u nas pod domem (obok poczty) stało wiele aut i skądś wydobywało się miauczenie . Ludzie przechodzili , nikt nie zwracał uwagi ... A ja obeszłam wszystkie auta i znalazłam źródło ! Z przodu pod maską , blisko koła utknął mały kociak !
Właścicielkę auta znalazłam na poczcie . Przyjechała z jakiejś odległej miejscowości i była bardzo zdziwiona że w jej aucie jest kot . Był kłopot z wydostaniem kotka , a jak już udało się go odblokować , to wyskoczył jak z procy , pognał przez park i tyle go widzieliśmy :(
Przypuszczamy z A. że nasz Mikeszek to właśnie ofiara takiej nieplanowanej podróży ...
Jemu się udało bo trafił do piwnicy naszej podopiecznej Kici , a potem pod nasz dach :-)
Dobrze ze mikeszkowi tez sie udalo:)
UsuńO rany. Mój Timon nie zna świata zewnętrznego. Okna mam zabezpieczone siatką. Jeżeli otwieram okna na oścież to razem podziwiamy świat aż się kotkowi znudzi. Dobrze, że nic się nie stało. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTez sie ciesze,pozdrawiam:)
UsuńJejku. jak to czytałam... Straszna historia. Tylko gdy widzę kota i auto od razu wpadam w panikę. Ciesze się że nic mu się nie stało. Mam nadzieje że dostał nauczkę i będzie się trzymał z dala od aut. Poza tym mój kot Kuba wygląda bardzo podobnie :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie od tego czasu trzyma sie troche z dala drzwi wejsciowych.Pozdrawiam ciebie i kubusia:)
UsuńTo naprawdę mrożąca krew w żyłach przygoda. Oby Mikiemu wystarczyło chodzenie na smyczy. Dobrze, że wszystko się dobrze skończyło!
OdpowiedzUsuńDzis byla pierwsza proba szelek i smyczy,chyba potrzebujemy takiej rozciagliwej;)
UsuńO Boże... miał szczęście kocina.
OdpowiedzUsuńMikuś, masz szlaban na cała wieczność.
Za miekkie mam serce,jak go widze miauczacego pod drzwiami, wyjdzie ale tylko na smyczy:)
UsuńO matko, umarłabym ze strachu!
OdpowiedzUsuńJa teraz mieszkam przy samych kabatach, od lasu dzieli mnie właśnie tylko teren metra. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby kot mi zwiał. Ja założyłam siatkę na balkonie, więc wiem że koty są bezpieczne. Na klatkę schodową na szczęście jeszcze nie uciekły, ale przymierzają się :/
No wlasnie wszyscy pisza o oknach,siatkach,a on przez drzwi ucieka...:/
Usuń