czwartek, 10 marca 2016

historia mrozaca krew w zylach

przynajmniej  mnie  zmrozila na pare  chwil...

bylo  to zanim jeszcze zalozylam mkiemu  obroze(moze i dobrze, bo  by sie  zachaczyl gdzies i bylo by jeszcze gorzej)

miki mial faze na uciekanie z  domu, nawet  3  razy dziennie!
dopoki ktos zauwazyl, ze  uciekl to szedl  zanim i probowal jakos  zwabic  go do domu, ale tym razem chyba wymsknal sie  niepostrzerzenie,
 ja  sobie w  najlepsze  spie, ciesze  sie  ze  nikt nie mialkoli  pod  drzwiami, nie budzi, zeby dac mu jesc, ale  wkoncu ta  cisza zaczela  robic  sie podejrzana,  wstaje, chodze  po  calym domu, wolam kota i nic, nie ma  go...domyslilam  sie, ze  uciekl, ale  pytanie kiedy?  jak  dlugo juz  tam lata po dworze?!
obeszlam dzielnice pare  razy wkolo, wolam, dzwonie  wedka i tylko obce  koty  sie  wylaniaja, a mikiego ani sladu, ulice wkolo  domu  sa  w miare  spokojne, wiec  nie obawiam  sie  ze  wpadl pod  samochod, ale  z tylu jezdzi metro, to juz  nie  jest  tak  wesolo...
jak  daleko  zdarzyl  zajsc  przez  te pol dnia? nagle slysze jakies przeciagliwe miauczenie, widze  grupke  ludzi troche  poddenerwowanych, podchodze i  juz rozpoznaje ten placz, to miki!
i gdzie  spedzil te kilka  godzin, utknal  biedny w  nadwoziu  auta, ludzie  go wolaja, probuja jakos  wyciagnac  ale nic z tego, najgorsze  okazuje sie to, ze wlasciciel pojazdu  zdarzyl juz byc  nim  na  zakupach!
jakims  cudem, gdy zaczelam  go wolac przecisnal  sie  kolo silnika i  wyszedl gora, jaka  radosc  ze jest  caly i zdrowy! no i caly  brudny  od  smaru...;)

no to trzeba  bylo niestety  wykapac kota








cale  szczescie, ze sie  bardzo nie  wyrywal, albo poprostu moj chlopak  go tak bardzo  trzymal, ze nie  smial sie  ruszyc,  za to wyl w nieboglosy, no ale jak mus to mus:)
ogromnie  sie  cieszylam, ze  cala  akcja zakonczyla  sie szczesliwie, ale  teraz  wszyzscy sa  podwojnie  ostrozni, ja  zalozylam  mu juz  obroze i zamowilam tez  szelki ze  smycza, bo to  chyba bedzie jedyna  opcja na  wyjscie  do  ogrodu  latem, a  sam  miki stal sie bardziej potulnym i jeszcze bardziej  domowym kotkiem :)


17 komentarzy:

  1. O rany! Ja bym chyba umarła ze strachu! Dobrze, że szczęśliwie się wszystko skończyło. Miki może zgrzecznieje po takiej przygodzie i nie będzie miał ochoty na wycieczki....

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko! Dobrze że się znalazł,i to w jakich okolicznościach! Bidulek sporo też przeżył stresu, Ty pewnie też. Oby go ta historia nauczyła więcej ostrożności.

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG!!! Nie umiem sobie tego nawet wyobrazić! jak i gdzie kot może utknąć w nadwoziu, tak że kot wyjdzie z tego cało mimo jazdy, niewyobrażalne totalnie!
    Miki ma wybitną tendencję do pchania się tam, gdzie nie powinien. Toż to jakiś istny cud, że wyszedł z tego cało i że żyje. Przemyślałabym raz jeszcze wypuszczanie go na dwór.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak napisalam,teraz to jedynie na smyczy...

      Usuń
    2. Straciłam kiedyś miłość swojego życia przez to, że go wypuszczałam mimo różnych sygnałów.
      Nie chcę brzmieć pouczająco... Ale to naprawdę istny cud, że Miki cały.
      Przekaż mu dużo głasków od cioci z Krakowa. ;)

      Usuń
  4. Straszne przeżycia ! Jak dobrze że go odnalazłaś i że wyszedł z tego cało , no i że nie zaginął gdzieś wywieziony .
    Ze dwa lata temu u nas pod domem (obok poczty) stało wiele aut i skądś wydobywało się miauczenie . Ludzie przechodzili , nikt nie zwracał uwagi ... A ja obeszłam wszystkie auta i znalazłam źródło ! Z przodu pod maską , blisko koła utknął mały kociak !
    Właścicielkę auta znalazłam na poczcie . Przyjechała z jakiejś odległej miejscowości i była bardzo zdziwiona że w jej aucie jest kot . Był kłopot z wydostaniem kotka , a jak już udało się go odblokować , to wyskoczył jak z procy , pognał przez park i tyle go widzieliśmy :(
    Przypuszczamy z A. że nasz Mikeszek to właśnie ofiara takiej nieplanowanej podróży ...
    Jemu się udało bo trafił do piwnicy naszej podopiecznej Kici , a potem pod nasz dach :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. O rany. Mój Timon nie zna świata zewnętrznego. Okna mam zabezpieczone siatką. Jeżeli otwieram okna na oścież to razem podziwiamy świat aż się kotkowi znudzi. Dobrze, że nic się nie stało. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejku. jak to czytałam... Straszna historia. Tylko gdy widzę kota i auto od razu wpadam w panikę. Ciesze się że nic mu się nie stało. Mam nadzieje że dostał nauczkę i będzie się trzymał z dala od aut. Poza tym mój kot Kuba wygląda bardzo podobnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie od tego czasu trzyma sie troche z dala drzwi wejsciowych.Pozdrawiam ciebie i kubusia:)

      Usuń
  7. To naprawdę mrożąca krew w żyłach przygoda. Oby Mikiemu wystarczyło chodzenie na smyczy. Dobrze, że wszystko się dobrze skończyło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzis byla pierwsza proba szelek i smyczy,chyba potrzebujemy takiej rozciagliwej;)

      Usuń
  8. O Boże... miał szczęście kocina.
    Mikuś, masz szlaban na cała wieczność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za miekkie mam serce,jak go widze miauczacego pod drzwiami, wyjdzie ale tylko na smyczy:)

      Usuń
  9. O matko, umarłabym ze strachu!
    Ja teraz mieszkam przy samych kabatach, od lasu dzieli mnie właśnie tylko teren metra. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby kot mi zwiał. Ja założyłam siatkę na balkonie, więc wiem że koty są bezpieczne. Na klatkę schodową na szczęście jeszcze nie uciekły, ale przymierzają się :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wlasnie wszyscy pisza o oknach,siatkach,a on przez drzwi ucieka...:/

      Usuń